Tytuł: Otchłań głodnych oczu
Tytuł oryginału: Bezdna golodnych glaz
Autor: Henry Lion Oldi
Tom: 1
Autor: Henry Lion Oldi
Tom: 1
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok 1. wydania: 1990-1992
Książka napisana przez dwóch ukraińskich pisarzy skrywających się pod jednym wspólnym pseudonimem.
Mnogość głównych bohaterów utrudniała mi zorientowanie się, o co w tym wszystkim chodzi. Przeczytałam początek, przyzwyczaiłam się do pierwszego, w jakimś stopniu polubiłam, a tu nagle zmiana. Facet zniknął na długo, pojawiła się cała seria innych. Fakt, w końcu jakoś te postacie się łączą, niektóre spotykają, powstaje spójny świat, ale przez pół książki nie miałam pojęcia, co jest grane. Gubiłam się w licznych imionach i nazwiskach. Częste retrospekcje nie upraszczały sytuacji. Narracja a to pierwszo- a to trzecioosobowa...
Zdaje się, że ta książka początkowo stanowiła kilka różnych opowiadań. I moim zdaniem, na tym należało poprzestać, łączenie ich na siłę wprowadza więcej zamieszania niż pożytku. Wyszło raczej wyjaśnienie działania pewnego uniwersum na licznych przykładach, a nie spójna fabuła.
Muszę jednak przyznać, że świat nawet ciekawy, Autorzy w
interesujący sposób wyjaśnili pochodzenie wilkołaków i wampirów. Spore i
skomplikowane uniwersum, historia ciągnie się dość długo, więc
dostajemy niezły przegląd zdarzeń.
Większość protagonistów jest wojownikami, a ich życie w znaczącej mierze składa się z walki (względnie nauki i treningu). Tematyka zatem również nie przypadła mi do gustu. W życiu jest sporo ciekawszych rzeczy niż zabijanie.
Nad językiem można było jeszcze popracować. Sporo powtórzeń, niektóre aż biły po oczach.
Książka jest świetna. Ale faktycznie tom 1 to nie powieść, lecz kilka nowel - część z nich na końcu się wiąże. Gatunkowo, moim zdaniem, to new weird, i to na 7 lat przed debiutem Miéville.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że panom bardziej odpowiada. Mnie ta walka nudziła. Bohaterowie nic nie robią, tylko się tłuką. No i to trwające przez pół książki WTF... Możesz mieć rację, że drugi tom jest rewelacyjny, ale raczej po niego nie sięgnę. Szkoda czasu.
UsuńW końcu coś tam się wiąże, ale nie wszyscy bohaterowie się odliczają -- ten z metra i ten, który jechał z rodziną nad morze, już się nie pojawiają. A to tylko ci, których mimo wszystko zapamiętałam...
Miéville pisze o wiele ciekawiej, stawia postacie przed złożonymi problemami.
U Oldiego (czy Oldich) świetny jest świat przedstawiony i to w różnych momentach po zmianie.
UsuńA Miéville przeczytałem tylko to (i na więcej nie mam ochoty):
http://seczytam.blogspot.com/2016/01/china-mieville-kraken.html
Kwestia gustu zapewne. Mnie się Mieville spodobał. Świat w "Otchłani..." nie jest zły, tylko bohaterowie monotonni. Każdy tylko patrzy, kogo by tu zaciukać.
Usuńps.
OdpowiedzUsuńMnogość "protagonistów" - to chyba nie jest po polsku. Tu o tym pisałem, więc nie będę się powtarzał:
http://forum.nast.pl/viewtopic.php?f=89&t=15696&p=202765#p202765
Ale o co chodzi? Używam "protagonisty" właśnie w znaczeniu "główny bohater". Tak tę książkę odbieram --- co chwila się główny zmienia, za dużo ich, przy trzecim zaczęło mi być wszystko jedno, jak skończy.
UsuńProblem polega na tym, że ta książka nie ma głównego bohatera, czyli tego jednego, wokół którego budowana jest fabuła.
UsuńTy nie widzisz żadnego, ja widać bardziej potrzebowałam postaci, na której mogłabym się skoncentrować, bo dostrzegłam tych głównych cały szereg... Co śmieszniejsze, podejrzewam, że obydwoje możemy mieć rację w porównywalnym stopniu.
UsuńZgadzam się, - to sprawa gustu. ALE...
OdpowiedzUsuńNie wiem, kto i jak tłumaczył to na polski i jak to wszystko wygląda w wersji polskiej. Ja to czytam w oryginale. I uwielbiam! Książka jest pełna ironii, wątków filozoficznych, aluzji oraz gry słów. Głównym bohaterem zdecydowanie jest Marcel, a tamci pozostali - są jego wcieleniami i tyle. Nie zgadzam się, że "Każdy tylko patrzy, kogo by tu zaciukać", a książka jest "monotonna" (sama przecież piszesz, że tyle zmian i wątków, ze się pogubiłaś, - czy tak wygląda monotonność?...) Tu nie chodzi o wałkę, lecz o wybór i tolerancję. To nie jest "fantastyka bojowa", raczej filozoficzne fantasy... Książka wciąga, każdy kolejny tom co raz szerzej otwiera drzwi w ten świat. Do tych książek chce się wracać i chce się o nich rozmawiać...
Nie są lekka na samym początku, ale warto przebrnąć przez tę część, żeby iść dalej. Polecam z całego serca. Ale jeszcze raz podkreślam, że mówię tu o tekstach autorskich, oryginalnych. Wiem, że nie są łatwe dla tłumacza, więc może to problem tłumaczenia?... Zawsze o tym warto pamiętać.
Uch, już nic nie pamiętam z lektury, trudno mi dyskutować.
UsuńWidzę, że pojawiła się kolejna wizja co do liczby protagonistów. ;-)
Widocznie widziałam w tym monotonię. Coś, jakby przeprowadzać serię wywiadów z żołnierzami zawodowymi. Będą różnice - miejsce starcia, imię i stopień dowódcy, być może broń i narodowość przeciwnika, ale dla mnie to i tak byłoby monotonne.
Ironia, nawiązania, gierki... Możliwe, że to wszystko zaginęło w tłumaczeniu, a możliwe, że człowiek nie dostrzega smaczków w tematyce, której nie lubi.
I to nie jest tak, że ten duet autorski mi nie leży - czytałam ich książkę o Heraklesie i mi się spodobała - tam było to wszystko, o czym piszesz, więc na pewno potrafią. Może po prostu tym razem trafili na wyjątkowo niepodatny grunt.