poniedziałek, 16 grudnia 2019

"Strzelby, zarazki, maszyny" — fascynująca geohistoria

Tytuł:           Strzelby, zarazki, maszyny
Tytuł oryginału: Guns, Germs and Still     
Autor:           Jared Diamond             
Wydawnictwo:     Prószyński i S-ka         
Rok 1. wydania:  1997                      

Zaczęło się od prostego pytania zadanego przez znajomego Autora — niejakiego Yalego, polityka z Papui-Nowej Gwinei — "Dlaczego wy, biali, wytworzyliście i przywieźliście na Nową Gwineę tyle 'towaru', podczas gdy my, czarni, wytworzyliśmy go tak mało?". Historię tego pytania Diamond przytacza w prologu. Reszta książki to próba odpowiedzi na nie, o czym może świadczyć podtytuł: "Losy ludzkich społeczeństw". Skróconą odpowiedź zawiera sam tytuł, ale jak do tego doszło?

Autor jest biologiem ewolucyjnym, ale w książce porusza raczej zagadnienia z zakresu geografii i historii (OK, biologii też trochę jest — w końcu pszenica czy krowy odegrały w tym procesie ogromną rolę) i radzi sobie bardzo dobrze. Analizuje różne zagadnienia. To nie tylko kwestia fartu — w niektórych regionach rosły zboża świetnie nadające się do początków rolnictwa, w innych nie. Ale takie czynniki jak oś kontynentu też miały znaczenie. To nie przypadek, że kolonizatorzy popłynęli od Eurazji (ciągnącej się ze wschodu na zachód) do Ameryk (zorientowanych północ-południe).

Epilog to krótka próba wyjaśnienia, dlaczego podbijali Europejczycy, a nie na przykład Chińczycy, którzy przez wiele wieków dysponowali najpotężniejszą cywilizacją na kontynencie. Tu już jest więcej pytań niż odpowiedzi, ale jedno i drugie jest ciekawe i może skłonić do refleksji.

Lektura jest fascynująca, chociaż dość ciężka. To nie jest książka do szybkiego przerzucania kartek. Raczej należy je odwracać z rozmysłem i czytać uważnie — w przeciwnym razie można przeoczyć mnóstwo faktów i fakcików.

Dużo się dowiedziałam, sporo zrozumiałam. Teraz uważam, że lepiej wiem, na jakich zasadach opiera się nasz świat. Książka została nagrodzona Pulitzerem. Pewnie słusznie, chociaż to wyróżnienie bardziej kojarzy mi się z dziennikarstwem niż z literaturą, a tym bardziej popularnonaukową (która w ogóle wydaje mi się bardzo niedoceniania na wszelkich polach).

Trafiały się jakieś usterki językowe, ale jestem skłonna przymknąć na nie oko.

2 komentarze: