środa, 4 grudnia 2019

"Żelazne damy" — fabularyzowanie i konfabulowanie

Tytuł:          Żelazne Damy 
Autor:          Kamil Janicki
Wydawnictwo:    Znak Horyzont
Rok 1. wydania: 2015         

Podtytuł "Kobiety, które zbudowały Polskę" zdradza, o których konkretnie damach mowa. Większość tekstu poświęcono żonom Mieszka I; Dobrawie i Odzie. Kilkadziesiąt stron — połowicom Bolesława Chrobrego; Emnildzie, Odzie Miśnieńskiej i brance Przedsławie.

W książce nie brakuje naciąganych hipotez. Zdaję sobie sprawę, że po tysiącu lat materiały, jakimi dysponują historycy, są żałośnie skąpe. Ale brak dowodów na poparcie jakiejś tezy jeszcze nie oznacza, że teza przeciwna musi być prawdziwa. Czytając, często miałam wrażenie, że Autor dość dowolnie wypełnia pustki w kronikach i innych źródłach.

W jednym miejscu Janicki pisze, że kobiety królów rzadko umierały przy porodzie, a kilkadziesiąt stron dalej spekuluje, że to mogła być przyczyna śmierci Dobrawy. Ewentualnie świetna okazja dla skrytobójcy. Na coś by się wypadało zdecydować. Albo taki schemat rozumowania: załóżmy na chwilę, że A. To by czyniło B bardzo prawdopodobnym. Ale B przecież potwierdza A. Czyli udowodnione!

No, nauka tak nie powinna działać. Nie przeczę, że czyta się przyjemnie. W odróżnieniu od postaci z kart podręczników, bohaterki (oraz ich mężowie, bracia, ojcowie...) myślą, czują, wykonują drobne gesty. Słowem — stają się ludźmi z krwi i kości. Ale fajnie byłoby wiedzieć, na co mamy silniejsze lub słabsze dowody, a co miało miejsce wyłącznie w głowie Autora. Ta niepewność wiele ujmuje lekturze. Zakładam, że przynajmniej ogólne tło historyczne jest zbliżone do prawdziwego. Do szczegółów staram się nie przywiązywać.

Niby w setkach przypisów zawarto mnóstwo źródeł, ale jakoś sam tekst mnie do nich nie przekonał. Zresztą sam Janicki w nocie autora przyznaje, że to nie przedstawia twardych faktów.

Książka ilustrowana czarno-białymi obrazkami, zazwyczaj średniowiecznymi, ale nie brakuje również późniejszych wizji Matejki lub innych malarzy. Cesarze, królowie, ich żony i córki...

Na końcu umieszczono bibliografię (niezbyt długą w porównaniu z przypisami), indeks osób oraz źródła ilustracji.

Nie zauważyłam wyraźnych wpadek językowych, ale czasami jakieś nazbyt współczesne słowo gryzło mnie w oczy i wyrywało ze średniowiecznej immersji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz