niedziela, 5 stycznia 2020

"Opowiadania bizarne" — różnorodnie

Tytuł:          Opowiadania bizarne   
Autor:          Olga Tokarczuk        
Wydawnictwo:    Wydawnictwo Literackie
Rok 1. wydania: 2018                  

Jedna z nowszych książek Autorki. Zbiór dziesięciu opowiadań, w tym dwóch stosunkowo długich — po 50 stron (pozostałe tłoczą się na 150). Większość można uznać za fantastykę. Pojawił się w niej nurt "bizarro", ale nie jestem pewna, czy te teksty się w niego wpisują. Dotychczas znałam bizarro głównie od strony przełamywania tabu.

Na pewno opowiadania są bardzo zróżnicowane; a to siedemnastowieczna Rzeczpospolita, nękana potopem szwedzkim, a to bliżej nieokreślona przyszłość z odchyleniami w stronę SF. Aż trudno znaleźć wspólny mianownik, łatwiej już określić, czym teksty nie są. Zazwyczaj nie są typowymi historiami z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Niekiedy to rozbudowane scenki, może i kluczowe w historii, ale jakby wyrwane z kontekstu.

Na ogół brak wyjaśnień na temat fantastycznego elementu. Ot, pewnego dnia wszystkie skarpetki (łącznie ze starymi) zyskują szew od palców do ściągacza. I nie wiadomo, jak to się stało, kto o tym zadecydował, po co... Stało się. Bo tak. Nie przepadam za takim podejściem, lubię rozumieć świat. Ale zapewne można to złożyć na karb dziwności z definicji zawartej w bizarro i nie czepiać się zbytnio.

Ze wszystkich opowiadań najbardziej spodobała mi się "Góra Wszystkich Świętych". To jeden z tych dłuższych tekstów — z fabułą, z domknięciem wszystkich wątków, z wytłumaczeniem, dlaczego właśnie takie rzeczy się dzieją...

W niektórych opowiadaniach podobały mi się głównie pomysły. Naprawdę oryginalne, dzikie i zaskakujące. Ale odnoszę wrażenie, że ich potencjał nie został w pełni wykorzystany. Bo brak wyjaśnień, szerszego wpływu na świat (acz w "Wizycie" tak nie było — tu właśnie urzekły mnie reguły savoir vivre'u związane z elementem fantastycznym). Chyba się powtarzam z tym dopominaniem o wyjaśnienia...

Język — tu jestem rozdarta. Z jednej strony pięknie, bogato i tak, jak należałoby oczekiwać po noblistce. Zgubione podmioty można wybaczyć. A tu nagle mylenie stróżki ze strużką albo "doń" użyte dla liczby mnogiej. No, nie uchodzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz