Autor: Marta Kisiel
Wydawnictwo: Uroboros
Rok 1. wydania: 2020
Trzeci, ostatni (chyba) tom Cyklu wrocławskiego. I jakoś mi to przeszkadzało. O ile dwa pierwsze czytałam w niewłaściwej kolejności, a mimo to wszystko było w porządku, tak teraz nie mogłam się połapać. Postacie mi się myliły, bardzo długo sądziłam, że Dżusi (protagonistka) to Salka z "Nomen omen". To pewnie nie wina Autorki, tylko moja (w końcu mogłam robić krótsze przerwy między poszczególnymi częściami), ale i tak coś zgrzytało.
Jeśli pominąć zagubienie, to powieść ciekawa. Bohaterowie znowu muszą nurkować w czasie. Najpierw — na nie do końca świadomy wniosek znajomego, potem — aby ratować chronopodróżniczkę, która utknęła nie wiadomo gdzie i kiedy. Co zaczyna się jako przygoda, szybko przeradza się w walkę wymagającą ofiar.
Tytuł słabo przypadł mi do gustu. Owszem, od czasu do czasu ktoś tam płacze, ale to za mało, żeby na przykład za rok przypomnieć sobie, o czym opowiada książka. Bo o płakaniu na pewno nie jest. A bo to w jednej powieści leją się łzy? Za mało charakterystyczna ta tytułowa cecha.
Odrobinę przeszkadzała mi okładka — z kobiecą twarzą przedstawioną od strony czoła. Przez to notorycznie brałam książkę do góry nogami. ;-)
Bohaterowie znani z poprzednich tomów (nawet jeśli Karolka w ogóle nie mogłam sobie przypomnieć). Sympatyczni, ale bardzo charakterni. Same siostry Bolesne (już tylko dwie) wystarczą za przykłady postaci niby dobrych, ale których lepiej na swojej drodze nie spotykać.
Wiele wynagradza lekki i przyjemny w odbiorze język. Porównania nadal są żywiołowe i przemawiają do wyobraźni. Przebłyski humoru ubarwiają lekturę. Kolejny plus za walory edukacyjne — można się czegoś dowiedzieć o Górach Sowich, o przebiegu II wojny światowej na tych terenach...
Gdzieś tam coś dziwnego się zadziało podczas składania — zdanie zaczyna się małą literą, za to drugie słowo dostało dużą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz